.......................................:::::PUK PUK:::::...................................Lajtujemy sie co? Lajtujemy sie na maksa. Mniej lub bardziej zblazowany system zapewnia mniej lub bardziej zblazowane rozrywki. Ale nie bedziemy narzekac, ci z przeciwka wcale nie wychodza z domu. Nie stac ich na kolorowe drinki z parasolkami, na kreatywnosc tez ich nie stac; w ogóle cali sa zblazowani. Odseparowujemy sie, równamy do góry, nie do dolu. Reorganizuje sobie priorytety; zeby zmienic perspektywe przechodze na druga strone lustra. Pomieszczenie jest male, porusza sie w góre i w dól jak zblazowana winda. Ja wysiadam. Nawet narkotyki nie bawia, musze sie z powrotem skoncentrowac, dopiero potem zajme sie harmonogramem. Musze sie wylajtowac. Jestem Ryba, plywam; w tej przestrzeni czuje sie jak Ryba w wodzie; wplynelam na suchego przestwór oceanu. Puk puk, krew mnie zalewa. Mala Alicja z Krainy Czarów opowiada mi o swoim problemie. A poza tym, to co ma zrobic, jesli oni obaj chca z nia tanczyc w tym samym momencie, a przeciez takich trzech jak ich dwóch to nie ma ani jednego. To znaczy wszyscy lubia sie bardzo. Zmieniam system. Kasujemy twarde dyski, doloze sobie nowy twardy dysk i bede twarda. Nawet mala Alice Malice ma prawo do szczescia. Zycie to nie jest gra komputerowa, a po drugiej stronie monitora jest jeszcze gorzej niz z tym lustrem. Co mam zrobic z tym zblazowanym wieczorem? Jeszcze piecdziesiat dziewiec sekund tego szumu i wyjde na ulice i zaczne krzyczec â€Hej to Ja Zajac Poziomkaâ€. Nad przechodniem wladze trzyma Syndrom Spiacej Królewny, ale moze na Poziomke przechodzien dalby sie nabrac; zawsze to oryginalniejsze niz Zielone Jabluszko. Jako protoplasta, pan i wladca swojego nowego wcielenia odpicuje sie nalezycie, aby zredukowac widoczne symptomy zblazowania. Nie wiem, czy jest po co, ale jesli po co znaczy dla kogo, to nie ma. Jest za to Alicja z Krainy Czarów, która woli mnie ogladac w stanie naturalnym, lekko inspirowanym bogatym bagazem doswiadczen. Przeciez nie moge sie wiecznie pokazywac z usmiechem przylepionym w miejscu ust, nie moge wiecznie sciagac warkoczy tak mocno, ze kaciki ust nie opadaja, konsekwentnie wyginajac wargi w rogal. Z takim napieciem malujacym sie na twarzy nie da sie mrugac, a ja nie moge na to wszystko patrzec tak bez chwili wytchnienia dla zmeczonych zyciem zrenic, które, sztywniary, juz chyba od dawna nie reaguja na swiatlo. Tego wymaga jasnosc spojrzenia. Rozgladam sie dookola i widze ogólnie panujace zniesmaczenie, jakby Poziomka lekko sfermentowal i rozkladal sie po okolicy. W Krainie Czarów wcale nie jest fajnie. Duzo baboków i zboków, a w dodatku kromki smaruje sie po obu stronach, wiec niezaleznie od tego, która strona spadnie, i tak jest ciapra. Kraina Ciapry. Mozna sie poszlajac i uciaprac po czubek nosa zakrzywionego w góre. Juz mi sie nie chce tak szlajac w pojedynke, bo od samotnych pojedynków z wiatrakami byl Don z la Manczy; albo Indiana Jones. Chyba zaczyna mnie uwierac samotnosc, albo to raczej strach przed tym, ze nie jestem juz pierwszej swiezosci. Na niesmigane czternastki o ustach pokolorowanych na burgund i zminimalizowanej kibici z powodu niewyksztalcenia jeszcze takiej czesci kobiecosci, jaka jest miednica, nawet ja mam smaczek. Strefa zagrozenia. Moze by tak casting: Poznam pana w dobrym stanie. Przesluchania bywaja meczace; na pierwsze przyszedl tylko Ciasteczkowy Potwór, a ja mam nieopanowana slabosc do slodyczy. Nadmiar slodyczy to najczestszy blad wychowawczy, stad biora sie smakowite niesmigane czternastki. Nie jestem pedofilka, jestem powierniczka malej Alicji z Krainy Czarów. Dlatego wlasnie tyle wiem o zblazowanych zbokach i babokach; burgundowe usta to juz moja wlasna chora nienasycona wyobraznia. Przygryzam wargi, moze chociaz, beda pasowe. .........Budze sie w obcym lózku. Na wysokosci oczu mam obce plecy, na wysokosci bioder mam obca pupe scisle obwiazana moimi nogami. I to na pewno nie jest pupa Ciasteczkowego. I tak na pewno ten On okaze sie potworem. Plan jest taki: odwiazuje sie, zadzieram kiece, i lece. Kieca wymaga zalozenia wiec myszkuje wzrokiem po mieszkaniu w nadziei, ze moja garderoba nie skoczyla z okna nie mogac sobie poradzic ze zbytnia ekspresja odlepiania jej od mojej skóry przepoconej wieczorna wycieczka do Krainy Czarów. I gdzie do diabla jest Alicja. Tylko nie diabel, juz wystarczy, ze nie wiem co poczne, z Potworem. Mam taka pustke, jakby szpara pomiedzy pólkulami zajmowala wiekszosc przestrzeni pod czaszka. W dodatku ta szpara boli. Nie ona jedna. Moze jednak gdzies juz widzialam ta linie kregoslupa, która teraz delikatnie faluje na przestrzeni od trzech do szesciu centymetrów od mojego nosa, poruszana niezbyt miarowym oddechem. Podoba mi sie pieprzyk pod prawa lopatka; cala prawa lopatka mi sie podoba. Przykladam dlon do lopatki, lopatka faluje wraz z kregoslupem,jest ciepla, kanciasta, zakonczona ostro, jakby ktos przed chwila wyrwal z niej skrzydlo. Prawie bezsilnie odpycham sie od lopatki, aby wysuplac moja prawa noge z pomiedzy goracych ud Potwora. Prawie bezszelestnie, prawie nie ocierajac sie o powierzchnie przescieradla. Telefon; no to po faworkach. ..............„Masz sie tu zjawic zanim zdaze pomyslec 'Placek z jagodami'â€. Kraina Czarów to nie jest Kraina Dobrego Humoru, to jest powazna, preznie dzialajaca instytucja. Mala Alicja nie bedzie tolerowac wyraznych symptomów niekompetencji z mojej strony, ani dzis, ani nigdy wiecej. Mala Alicja cedzi przez zeby, prawdopodobnie jest w trakcie gryzienia kabla telefonicznego ze zlosci. Nie chce zawiesc Alicji, nie chce zawiesc calej Krainy Czarów. Wysluchawszy z pokora anielskiego glosu Alice Malice, naciskam czerwona sluchawke. Tuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Sygnal przynosi ulge dla uszu wiec otwieram oczy i zamiast z kanciasta struktura lopatki leze twarza w twarz z Potworem. Nie wiem w jaki sposób wywrócil sie na druga strone, skoro wciaz jest zaplatany w moje konczyny dolne. Hm, to jest niezwykle smakowity Potwór, rzeklabym Ciasteczko; musze pokazac go Alicji, ona zrozumie. Ciasteczko mówi, ze nic miedzy nami nie zaszlo i ze nie zostalo zjedzone. Terefere. Cala jestem mokra, poza tym czuje, ze bylo mi dobrze, to sie czuje po kosciach jeszcze dlugo potem; ciagnie po szpiku, jak zimne szpilki wkluwane w napieta rozgrzana skóre. Przygryzam wargi zeby byly pasowe i troche aby uruchomic komórki nerwowe. Czuje, ze z oczu mi teraz patrzy jak Alicji na co dzien. Alicji o niewinnej jak poranek twarzyczce z oczu patrzy jakby oczy krzyczaly: „Lubie sie kochac, uwielbiam sie pieprzyc, ale najbardziej lubie sie rznac.†Wzrok Alicji jest maksymalnie dekoncentryzujacy. Ale przyjemnie jest jej patrzec w oczy. Ciasteczko tez patrzy przyjemnie, chyba cieknie mi slinka, lepiej zapale jakiegos papierosa. Nie mamy papierosów, trzeba bedzie rozladowac napiecie. Przeciez juz cala jestem mokra. ...........Skompletowalam swoja garderobe. Niemalze; jedna podkolanówka w kolorze czerwonego wina zostaje na pamiatke. Zazwyczaj ich nie zdejmowalam w obcych lózkach. Od jakichs pietnastu minut zastanawiam sie czy wypic na dzien dobry ten kieliszek zdradliwej tequilli silver, czy lepiej nie bawic sie juz w Indiane Jones’a. No to wypije, moze podniesie mnie na duchu. Pomaranczy juz nie ma, resztki cynamonu walaja sie po szklanym stole, same od siebie ukladaja sie w kreski, pamietam jak wczoraj zlizywalam ten cynamon prosto ze skóry. Wprawdzie tequilla byla silver, ale dobrze jest podarowac sobie odrobine luksusu. Dziewiecdziesiat procent egocentryków to egoisci w lózku, pozostale dziesiec nie ma jeszcze wprawy. Czuje tequille na kazdym centymetrze kwadratowym przelyku. Czuje w powietrzu zapach meczyzny. Podchodze, aby poczuc jego zapach; zapach cynamonu dekoncentruje zmysly. Czuc w Powietrzu platoniczna idee meskosci. To mnie podnieca. Teraz nie wiem czy na pewno chce wyjsc, moze nawet chce zostac...Tak dawno wyszlam z domu, znowu nie ma mnie tak dlugo, sciany beda wyziebione, i posciel, i filizanki. I zimna sekretarka codziennie rano mówiaca do mnie glosem Alicji beedzie mrugala tym czerwonym okiem, które wierci dziure w brzuchu. Zadrzalam z zimna, wiec weszlam pod koldre z powrotem nie dbajac o zwiniete w kostke szczatki ubran sciskane w lewej piesci. Powiedzial, ze jestem goraca jak termofor. Wzrokiem lokalizuje drzwi, w które ktos puka z natarczywoscia dzieciola. Przeciez Alicja nie mogla mnie tu znalezc. To tylko jakas zagubiona w rurze struzka wody obila sie o zlew spadajac w otchlan odp,,ywu by dolaczyc do reszty. Jeszcze chyba niezupelnie ogarniam, zamkne oczy jeszcze na chwile, lubie spac nago wtulaj,,c policzki miedzy goracy tors i brzeg poduszki. Ciasteczko jest gorace jak prosto z pieca, ale to przeciez ja mu to zrobilam. Musze sie zastanowic nad swoim polozeniem. Niedosyt; to jest slowo którego szukasz, prawda? .........Gdy otwieram oczy w pokoju roztacza sie aromat goracego jeszcze chleba o nienaruszonej skórce, chrupiacej skorupce, która sprawia wrazenie, jakby lekko przebita ostrzem noza miala rozbic sie na tysiace kawaleczków, rozsadzona energie, wewnetrzna chleba. Tylko skad ten zapach? Alicja nigdy w zyciu nie wstala bladym switem, zeby kupic na sniadanie swieze pieczywo, chociaz moze swit dawno temu rozlal sie na cale niebo. Czuje tez aromat parzonej kawy. Nie podnoszac glowy widze tylko pusta poduszke obok. Jak to mozliwe, ze wyplatal sie ze mnie bezszelestnie, bezdotykowo prawie, nie budzac mnie, choc sen mam czujny i wcale nie gleboki, i zazwyczaj budzi mnie nawet stukot deszczu o parapet. Tej bezszelestnosci zaczynam lekko sie obawiac; czuje jak bezszelestnie, tak jakby nic nie wazyl, kladzie sie za moimi plecami i wtula mi sie w linie pomiedzy posladkami. Chyba nie mysle teraz o niczym konkretnym, chyba napawam sie pustka, która wypelnia mój umysl. Psychotrop. Stan blogosci wrecz nieswiadomej; musze utrzymac sie na tej fali jak najdluzej, jak naj, jak niesiona w nieokreslona niczym strone. Nie chce sie odwracac. Chyba nie lubie patrzec ludziom w oczy. Czego sie boje? Teraz na przyklad boje sie, ze bede musiala zmienic stan skupienia, i rozpoczac dzien i zmienic polozenie, i znowu bedzie zimno, i znów poczuje zmeczenie, i telefon. Telefon dzwoni. Pewnie to znowu ona. Nie ma mnie dla nikogo. Patrze w sciane tym swoim psychotropowym wzrokiem, jul rozgrzalam chyba ten punkt na scianie, moze zrobi sie dziura. Moze nawet bym cos powiedziala, ale nie wiem na które slowa polozyc nacisk. Z punktem na scianie jest latwiej. Ciasteczko tez chyba ma sie dobrze pomiedzy moimi po,,ladkami, bo jedyna reakcja na dzwiek telefonu byla jego reka pomiedzy moimi udami. W polaczeniu z silnym zapachem chleba i cynamonu to uczucie robi mnie miekka niczym z waty. Cukrowej chyba. Nawet dzwiek telefonu transujaco obija sie o sciany. Prawie widze fale dzwiekowe, od sciany do sciany, jak siec zastawiona na skrzydlate potwory. Wyobrazilam sobie wlasnie jak w ta siec utkana z fal, tych i innych, i róznych naladowan i rozladowan, zaplatal sie mój aniol stróz, zaplatal skrzydla i wisi tak bezradny, bezbronny, wystawiony na dzialanie okrutnych czynników zewnetrznych, które, jak pajaki po swej pajeczynie, pelzna po falach, aby go dopasc. Wlasnie widzialam, jak mój aniol stróz umarl. .............No to mam niezla odwilz. Z glowa wywieszona przez okno lapie czasteczki tlenu w pluca i stymuluje emocje oddechem. Mzy. Przed chwila zaczelo i jest orzezwiajaco, wypedzam z glowy wszystkie strachy. Widze na rózowo, rózowy chodnik pare pieter nizej, zastanawiam sie, czym pachnie powietrze. Ja wciaz czuje cynamon, gdzies pomiedzy nozdrzem a uchem, dobrze, ze nie jest mi niedobrze. Przeciez nie od cynamonu. Chociaz moze troche ciezko, tak, jakbym byla wypelniona próznia, która dziwnym sposobem jest ciezsza od otaczajacej ja powloki ze skóry. Flirtowanie jest fajne; teraz flirtuje z lekiem wysokosci wystawionym na próbe dziewiatego pietra, zawsze chcialam mieszkac na dziewiatym. Ale jazda. Dzien dobry wszystkim pasazerom poranka, o ile kat padania swiatla wskazuje jeszcze na poranek. Lajtujemy sie. Kiedy podnosze glowe do powszechnie przyjetego pionu wszystko robi sie mocno oniryczne. Nawet okno mówi do mnie szeptem; Kraina Czarów. A po drugiej stronie lustra wszystko wyglada jeszcze lepiej. Ostatnio wszystko dzieje sie dokladnie odwrotnie niz sobie pomysle. Odbieram w koncu ten przeklety telefon. No i to by blad, wiesci nieprzecietne. Alicja wyskoczyla przez okno, pewnie znowu miala w glowie jakies jazdy, nigdy nie wiedzialam co jej sie tam klebi gleboko w szparze pomiedzy pólkulami. Zeskrobywali ja z chodnika do póznego popoludnia, toporna masakra, moze nawet wieksza niz banda Rolanda. Swoja droga, wypadki chodza po ludziach. No to zrobie uzytek z tego telefonu, zlapie kontakt z rzeczywistoscia, albo lepiej wezwe kogos, zeby sobie pomóc. Ciasteczka to nie pizza z podwójna warstwa sera, nie dowoza do domu, a na pewno nie gratis. Ale jestem chaotyczna. Ostatnio wszedzie widze jakies Anioly, co jest tym bardziej niewiarygodne, jesli czystosc umyslu to juz dla mnie pojecie ze wszech miar abstrakcyjne. Pewnie, ze zdarzalo mi sie wspomagac ten mój, chwilami specyficzny, sposób postrzegania rzeczywistosci; jest wiele mozliwosci, jest pole do popisu. Bo duzo latwiej doprowadzic sie do stanu permanentnej przyjemnosci, przyjemnosci transgranicznej, tej pomiedzy rzeczywistosciami, niz sprowokowac konstruktywne idee. Duzo latwiej przytulic sie do futryny niz rozmawiac z drzwiami. Wypytuje, poszukuje anielskosci. Nieziemskiej na Ziemi i tuz ponad nia. Nie narzekam. Narzady narzekania wyrzygalam po pierwszym przedawkowaniu przyjemnosci. Przezylam przyjemnosc, przezyje i cala reszte. ...........Ooho! Nie ma takiego numeru. Moze to ja. Zle. Pamietam scene z filmu pelnego fabuly, gdy odurzona egzotyczna roalina Meryl cieszyla sie z miarowego dzwieku, jaki przez sluchawke wydawal z siebie telefon. Tuuuuuuuuuuuuuuu. Pamietam jak, wielokrotnie, znienawidzony sygnal kazal czekac, czekac, nienawidze czekania, to jedna z najbardziej znienawidzonych przeze mnie rzeczy na swiecie. Na co czekam? Na zbawienie? Moze na cud. Ponosza mnie emocje. Czesto. Ale ja to lubie. A przez ta cala Krain,, Czarów zrobila sie ze mnie naprawde niezla suka. Az mi szkoda tych wszystkich Ciasteczkowych Misi Ptysi i Rureczek z Kremem. Cos gapi si,, na mnie z lustra na przeciwleglej scianie. Z lustrami nigdy nic nie wiadomo: czy cos sie odbija, czy mi odbija, czy za weneckim lustrem czaja sie oczy moich strachów, czy oczy kamer inwigilujacych moje zycie osobiste kiedy rozbieram sie przed snem ze wszystkich skosmaconych warstw okrycia wierzchniego. Teraz wiem przynajmniej, ze to nie Alicja. Dobrze jest czuc na sobie wzrok; czuje sie wtedy czyjas obecnosc, czujne oko jakiejs sily, zainteresowanie slizgajace swym spojrzeniem po moich plecach kiedy tylko odwracam glowe. Nie ma takiego miejsca w tym wymiarze, gdzie nic nie slizga sie nam po plecach, a w lustrach ukrywa sie tylko to, co chcemy zobaczyc. Patrzac w lustro jestesmy zmuszeni chocby na ulamek sekundy spojrzec sobie w oczy, potem rzadko kogo interesuje jeszcze spogladanie na druga strone pólprzepuszczalnej tafli. Jeszcze tu chyba troche posiedze, jeszcze ciutke, moze rok jakis. Popatrze przez okno na golebie, na kosmos, na sople lodu spadajace po drugiej stronie, narysuje cos, wylajtuje sie parnym do granic wieczorem, wylajtuje sie na maksa, uszyje kolejna pólprzepuszczalna sukienke, zjem pare ciasteczek i poprzytulam sie do pluszowych stworzonek niewiadomego gatunku stworzonych tylko w celu przytulania. A potem uciekne tam, gdzie moje plecy beda jeszcze nie odkryte, by cala swa tafla konkurowac z nowa gwardia luster. Zawsze chcialam mieszkac na dziewiatym, pewnie kiedys bede. Wystarczajaco blisko na Ziemie, i wystarczajaco blisko, by anioly nie stracily mnie z oczu. Bo jezli kiedyz to zrobia, umre z rozpaczy, albo rzuce sie z dziewiatego, bo to wystarczajaco daleko od Ziemi. A moze dlatego Alicja?