- Przejdzmy dalej. Cela numer 1984 blok 12 pietro 4 – wyszeptal zmeczony tytoniem glos
- Pacjent przeniesiony z zamknietego oddzialu intensywnej terapii, numer identyfikacyjny 85.12.17 …ach… to ten – westchnal klawisz, odrywajac wzrok z arkuszu referencyjnego. Jego wysuszona dlon niedbale drapala obarczona lupiezem glowe i przetluszczone wlosy.
- To naprawde niezbyt przyjemne opowiadac o jego zyciorysie – po chwili milczenia dodal
- a zreszta jaki to ma sens? Heh lepiej skupmy sie na tym co dzieje sie z nim teraz – przymruzyl oczy i gladzac trzy dniowy zarost ciagnal dalej – Radze bys uwazal na jego dziwne zachowanie. W szczególnosci gdy pozostali stróze odejda a tego calego syfu bedziesz musial pilnowac sam. Zapamietaj dobrze moje wskazówki, na idiote nie wygladasz, a ja nie mam zamiaru sie powtarzac. Przede wszystkim nie wolno mu wyjsc z celi, zadne spacery, telefony czy posilki z pozostalymi wiezniami nie wchodza w rachube. Nie pytaj czemu, jak popracujesz tutaj tyle co ja to bedziesz wiedzial. To zasada numer jeden. Przejdzmy do kolejnej, obojetnie co w tej celi bedzie mialo miejsce tobie nie wolno ulec pokusie otworzenia jej i udzielania mu pomocy, od tego sa lekarze i do nich sprawe zglasza przez interkom. Mam nadzieje, ze nadazasz? Swietnie. Kolejna i ostatnia zelazna zasada, to jak juz zdazyles zauwazyc, dzwiekoszczelna szyba, która ma pozostawac caly czas zamknieta. Chroni ona Ciebie od niego, po to, by jego kakofonia oblednych jeków i majaczen dala spac innym. Niech sobie wyje do bólu byle w swoim otoczeniu. Osobiscie to nie rozumiem jego zachowania, wiekszosc jakos zachowuje sie normalnie, nawet da sie ich polubic. A ten tutaj….ech… Szlag by go trafil. Jak to lekarz powiedzial: „pacjent wyraza ogromna chec bycia nie lubianym i pragnie pozostac gobelinowa osobliwoscia. Wymaga stalej opiekiâ€â€¦cokolwiek to znaczy. W kazdym badz razie, irytuje mnie nad wyraz. Mam nadzieje, ze za nim odejde na emeryture to nadarzy sie okazja by podarowac mu jedna kulke w ten kaprawy ryj. Oh, spójrz jak sie patrzy… dobrze wie o czym rozmawiamy. Boze! Ten jego sarkastyczny usmiech doprowadza mnie do szewskiej pasji, czasem mi sie nawet sni po nocach, he, he przewaznie wtedy gdy moja stara mówi mi, ze dzisiaj ja glowa boli albo brzuch i chodze nie wyzyty. To chociaz we snie moge pomeczyc „pana osobliwegoâ€. –klawisz wlepil wzrok w zgarbiona postac w celi z „osobliwymâ€. Spojrzal na zegarek z peknieta szybka i dodal – O! Zbliza sie moja pora. Idz po fajki i przynies jego akta to chociaz pobieznie powiem Ci co i jak.
Mlody adept skinal glowa i obrócil sie na piecie. Zdenerwowanym krokiem udal sie w kierunku wielkiej kartoteki. Echo wywolane jego niezbyt rzetelnie obrobionymi podeszwami dudnilo w korytarzu jeszcze przez kilka chwil. Nie zdawal sobie sprawy, ze zostal wyslany tylko po zostawione w szafce pety, bo tak naprawde jego przelozony wiedzial wszystko o swoim podopiecznym. W tym czasie gruby palec wskazujacy starego klawisza, zakonczony zlamanym, pozólklym od tytoniu paznokciem, wybijal w dzwiekoszczelnej szybie rytm piosenki. Szlagier tak dobrze wszystkim znany w te upalne dni. Klawisz wiedzial co robi. Postac po drugiej stronie szyby, nie mogla nic slyszec, ale wiedziala co to za melodia. Zajelo tylko kilka sekund, by osobnik zapadl w kompletne delirium. Na twarzy oprawcy zawital demonicznie bezczelny usmiech, ukazujacy skapane w miodowym blasku zeby.
– To moja ulubiona rozrywka, móglbym tak godzinami – wymamrotal pod nosem. Gdy zauwazyl, powracajacego chlopaka przestal wygrywac skoczna melodyjke. – No nareszcie! – krzyknal i ochoczo zawolal – Masz fart chlopcze, mozesz podziwiac teraz jedno z zachowan twojego przyszlego podopiecznego.
Mlody mezczyzna z zafascynowaniem przypatrywal sie zamknietemu w celi ‘pacjentowi’ obijajacego sie samowolnie od scian…a to z jednej na druga…i tak przez pare dobrych minut.
- No wystarczy mu tego…pamietaj w takich momentach wystarczy wpuscic do jego pomieszczenia troche gazu usypiajacego i masz problem z glowy. W koncu nie chcemy go zabic – staruch wyszczerzyl sie obrzydliwym grymasie. Nastepnie wcisnal przycisk znajdujacy sie przy szybie. Mijaly sekundy a on nadal zaborczo trzymal ciezar swojego wysuszonego kciuka na systemie uruchamiajacym gaz.
- Nie za duzo? – zapytal mlodzieniec.
- O Jezu…przepraszam zamyslilem sie, glupiec ze mnie przeciez moglem go zabic – zaakcentowal swoim ochryplym glosem ostatni wyraz. – No dobra skoro, pan Bazyl juz zasnal to moze po petku i jednym glebszym? Co sie tak dziwisz? No taaaa przeciez ty jeszcze dziewica tej roboty…zaraz cie tu wychedoze hahaha – stary klawisz zaczal rechotac. Kiedy jego pluca nie wytrzymywaly juz maratonu szybkiego oddechu wywolanego smiechem wyciagnal z wewnetrznej kieszeni, swojej sluzbowej marynarki, metalicznie blyszczaca piersiówke. Przytknal do ust, które po odstawieniu od nich wykrzywily sie w odwrotnosc litery U.- Ah, ten stary pryk z 6 pietra robil kiedys lepsza wódeczke, oszczedze ci próbowania. Dobra zabierzmy sie do tych akt, bo godzina juz pózna a ja nie mam zamiaru cie nianczyc do rana.
Podeszli do starego stolika. Stary klawisz rzucil nan stos pozólklych dokumentów. Wertowal je przez kilka dlugich sekund. Stazysta zwrócil uwage, ze posród wielu plików, zólte papiery pojawialy sie nad wyraz czesto. Zachodzil w glowe, czym sobie pacjent zasluzyl na taki status.
- Zawsze jakis jelop musi zrobic niezly burdel w tych papierach…Gdzie to jest?...- staruch przeciagnal ostatnia sylabe tak dlugo, ze wywolalo to u niego meczacy kaszel, zakonczony ostentacyjnym charknieciem i wypluciem flegmy prosto miedzy buty stazysty. – Jest! Sluchaj, mam tu raport spisany po paru pierwszych miesiacach pobytu. Ja wtedy pracowalem jeszcze na innym oddziale, ale swietej pamieci Piotr* zajmowal sie tym oddzialem.
- Swietej pamieci? – wtracil mlody mezczyzna
- Tak…podobnie jak jeden lekarz. Pierwszy opiekun Bazyla. To ten aspoleczny odmieniec przyczynil sie do ich smierci. Pierwszemu wbil dlugopis w oko na glebokosc 10 cm, ze naruszyl mózg, a drugiemu przegryzajac tetnice szyjna. Biedak zdazyl sie wykrwawic za nim nadeszla pomoc. A ten swinski gnój chcial spieprzyc. Na nasze szczescie nie udalo mu sie
i od tamtej pory jest ta szyba. W momencie gdy wymawial slowo szyba na korytarzu rozlegl sie dzwiek tluczonego szkla.
- O kurwa jego mac! – wydarl sie ochryple stary klawisz. Nowicjusz z otwartymi ustami siedzial sparalizowany. Upokorzony wczesniej traumatyczna melodia Bazyl w dzikim szale wybil glowa szybe i z impetem wylecial z celi. Spora dawka gazu usypiajacego nie uczynila go otepialym ani tym bardziej sennym. Lekko przygarbiony pedzil wzdluz korytarza do biegnacego klawisza. Mlody ochlonal i szukajac puszki z gazem obezwladniajacym kierowal sie w ich kierunku po drodze wciskajac szybke guzika alarmowego. Ryk syreny rozdarl przenikliwym dzwiekiem wszystkie pomieszczenia i dal sie odczuc bolesnym swidrowaniem wewnatrz glowy. Dziad podczas biegu próbowal bezradnie wyciagnac swój podreczny gaz jednak w nerwach gdy wyciagnal puszke ta wypadla na podloge i nie bylo sensu sie zatrzymywac. Bazyl zawrócil w kierunku mlodego, który widzac go zuzyl caly gaz w bezskutecznej obronie. Szybko chwycil krzeslo ale zostal powalony razem z nim mocnym pchnieciem. Upadajac stracil przytomnosc. Dzieki czemu nie czul jak Bazyl rozszarpuje mu cialo i wnetrznosci. Z pojedynczych cel dziko darli sie inni pensjonariusze. Jedni dopingowali, drudzy wrzeszczeli bo inni tak robili, jeszcze inni po prostu wyli. Tymczasem stary klawisz dobiegl do okratowanych drzwi w których juz pojawil sie uzbrojony ochroniarz i lekarz. Chaos i kakofonia dzwieków nie zatrzymywaly Bazyla.
Straznik rzucil klawiszowi slizgiem po podlodze palke typu „Tonfaâ€. Stary zlapal ja pewnie i juz silnie sie zamachnal by razic Bazyla w skron gdy ten niespodziewanie sam puscil sie slizgiem mu miedzy nogi tnac mocno w tetnice udowa sporym kawalkiem szkla.
Stary zgial sie wpól obserwujac szybko zwiekszajaca sie pod nim karminowa kaluze. Nie widzial juz co sie dzieje za nim, powoli przestawalo go to obchodzic.
Straznik juz mierzyl do biegnacej bestii gdy ta blyskawicznym ruchem reki wypuscila zakrwawiony kawal trójkatnego szkla. Resztki krwi lukiem naznaczyly sciane i sufit seria grubych, ciemnych kropel. Straznik zdazyl zobaczyc tylko refleks swiatla w lecacym rotacyjnie szkle i w tym momencie pocisk ugodzil go przebijajac szyje na wylot. Zalewajac sie posoka upadl na plecy z charczeniem. Lekarz próbowal zapewnic sobie bezpieczenstwo zamykajac okratowane drzwi od zewnatrz, jednak Bazyl z biegu chwycil go za glowe
i mocnym szarpnieciem oderwal ja z trzaskiem od reszty ciala.
Poprzez mglisty oblok stary klawisz lezacy w kaluzy krwi widzial jak „Pan osobliwy†zbliza sie do niego. Przykucnal blisko jego bladej twarzy patrzac mu w oczy i zakrwawionymi palcami wystukal znana melodie. Dziad wymamrotal – tyyy, ty skurw... potezne uderzenie palka w skron zgruchotalo mu czaszke i zapewnilo ciemnosc.
Spokojnie przelaczyl guzik wyjacej syreny na „OFF†i wycierajac zabrudzone rece ruszyl „Bunczucznie†do wyjscia.